Wznowiony ostatnio (przez biskupa diecezjalnego toruńskiego) proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej każe zastanowić się nad pewnymi niejasnościami w dotychczasowych wersjach jej biografii. Dotyczą one zarówno jej samej, jak i jej rodziny oraz działalności jej przeciwniczek, to jest zwłaszcza zakonnic toruńskich. Zresztą jest wiele aspektów jej życia, na które dotąd nikt nie zwrócił specjalnej uwagi, jak choćby ustawienie przez nią od nowa gospodarczego bytu klasztoru.

Kronika benedyktynek chełmińskich, pisana przez naocznego świadka odrodzenia klasztoru i pod okiem Magdaleny Mortęskiej, podaje następujące fakty i daty (1) :

W grudniu 1578: przyjazd Magdaleny do Chełmna w towarzystwie Doroty Przepałkowskiej i Zuzanny Piecewskiej. W klasztorze nie było wtedy ani jednej profeski benedyktyńskiej, a tylko jedna klaryska (Zofia Izbieńska, wówczas „starsza” czyli przełożona) oraz dwie tercjarki franciszkańskie (Jadwiga Jachoniewska i Barbara Wąsowska); czyli ekipa tymczasowa, pilnująca budynku przed zajęciem i usiłująca formować kandydatki. Kandydatek, a właściwie nawet już nowicjuszek, było tam aktualnie siedem; wszystkie one dostały habit dnia 8 września tegoż roku.

W styczniu 1579, podczas odbywającego się w Chełmnie sejmiku stanów pruskich: naciski rodziny, która żądała od niej powrotu do domu. Kronikarka opowiada o tym szczegółowo i dramatycznie, nie pomijając nawet szczegółów wręcz sensacyjnych, jak łzy koni wylewane przy rozstaniu…

Wiosną (?) tegoż roku, ale daty dokładniejszej brak: wyjazd Magdaleny na pogrzeb babki (Elżbiety z Eilemberków Kostkowej) do Lipna, jeszcze w świeckim stroju, czyli na statusie kandydatki; i powrót przez Pokrzywno. W czasie tej podróży uzyskała wreszcie zgodę ojca na wstąpienie.

4 czerwca 1579: konsekracja dziewic, której biskup Piotr Kostka udzielił Magdalenie, Dorocie i wszystkim dziesięciu poprzednio tu mieszkającym zakonnicom i nowicjuszkom.

11 (?) czerwca 1679: elekcja Magdaleny na ksienię.
Uderza tu, po pierwsze, brak jakiejkolwiek wzmianki o obłóczynach czyli rozpoczęciu nowicjatu oraz o złożeniu ślubów. Po drugie, wciśnięcie całego procesu (od kandydatki do ksieni) w kilka miesięcy wbrew wszelkim przepisom prawa kościelnego.

Zajmijmy się najpierw kwestią obłóczyn.

Według ówczesnego prawa nowicjusze mieli nosić habit swojego zakonu, ewentualnie z jakąś drobną różnicą wobec stroju profesów; toteż przywdzianie habitu było równoznaczne z rozpoczęciem okresu nowicjatu. (To prawo było stosunkowo późne, dopiero średniowieczne; reguła św. Benedykta każe habit dawać przy profesji.) Sobór Trydencki określił nadto, że odbycie pełnego roku nowicjatu jest warunkiem ważności ślubów. Wedle wszelkich wymagań prawa Magdalena powinna więc była przywdziać habit wiosną 1579, po otrzymaniu ojcowskiego pozwolenia (bez którego m. Izbieńska nie ośmieliłaby się jej oblec) i najwcześniej rok potem, wiosną 1580, złożyć śluby. Po ślubach dopiero mogła w zgodzie z ówczesną praktyką przyjąć konsekrację. Tymczasem kronikarka nie robi o obłóczynach żadnej wzmianki, a mówiąc o jej powrocie z Lipna dodaje natychmiast: „Zaczym czas konsekracji nadchodził…” (2). Tę nieregularność w zakonnej karierze Magdaleny mieli w późniejszym czasie wykorzystywać przeciwnicy jej działalności. Toteż po jej śmierci jej biograf, Stanisław Brzechwa TJ, usiłuje jakoś jej bronić i brak ten zatrzeć, pisząc o jej „przypuszczeniu do nowicjatu”, rozwodząc się nad tym, w czym ją tam m. Izbieńska ćwiczyła, i twierdząc nawet, że to ćwiczenie trwało dwa lata (3) . Zaraz dalej mówi nawet o profesji odprawionej „po wyściu czasu zamierzonego” czyli po ukończeniu wyznaczonego terminu. Nie dodaje, jak to wszystko mogło się pomieścić w dwóch mniej więcej miesiącach przed datą 4 czerwca. Sądzę, że tę rekonstrukcję Brzechwy należy potraktować raczej jako późne pismo apologetyczne niż jako autentyczny zapis historycznych faktów. Trudno bowiem pomyśleć, żeby kronikarka nie zapisała – i to właśnie w wypadku ksieni – wydarzeń tak istotnych w życiu zakonnicy, i tak wówczas uroczyście celebrowanych, jak obłóczyny i profesja. Zauważmy też, że i sam Brzechwa nie podaje żadnych konkretnych dat, których nieścisłość mógłby mu ktoś zarzucić; po prostu tylko sugeruje, że wszystko, co konieczne, miało miejsce. Należy więc przyjąć, że tak sama

Magdalena, jak i jej towarzyszka Dorota, albo nie miały oficjalnych obłóczyn, albo miały, ale bardzo późno, w kwietniu-maju roku 1579, co by im zostawiło na nowicjat czas około miesiąca lub najwyżej dwóch. Prawdopodobnie też nie było żadnej uroczystości, na którą by przecież należało zaprosić krewnych, a to kronikarka musiałaby odnotować. Później Matka Mortęska, ustalając zwyczaje klasztoru, chociaż starannie opracowała całoroczny program formacji, nie przewidziała na jego rozpoczęcie uroczystych obłóczyn (4) , i prawdopodobnie działała w tej sprawie na podstawie własnych doświadczeń.

Dalej, sprawa profesji. Brzechwa mówi o niej, i za nim powtarza Karol Górski (5); ale znowu mamy w najstarszym i najlepszym źródle zupełny brak wzmianki. Nie do pomyślenia zaś byłoby zwykłe przegapienie tak ważnej informacji, skoro od tego momentu zaczęło się odrodzenie klasztoru. Pamiętamy, i kronikarka wiedziała o tym dobrze, iż profesja bez pełnego roku nowicjatu byłaby świetle prawodawstwa trydenckiego po prostu nieważna. W dodatku ten problem obejmował nie tylko dwie najpóźniej przybyłe kandydatki, ale i całą resztę. Stara klaryska i jej dwie towarzyszki tercjarki nie mogły złożyć benedyktyńskiej profesji, póki by nie odbyły rocznego benedyktyńskiego nowicjatu; siedem obleczonych już nowicjuszek nie mogło jej złożyć wcześniej niż we wrześniu. Znowu więc należy przyjąć, że takiej zbiorowej profesji po prostu nie było.

Inaczej mówiąc, nie było niczego, co by prawo trydenckie i potrydenckie uznało za początek życia zakonnego. Gdyby całej tej akcji dokonano wewnątrz wspólnoty, bez udziału nikogo spoza niej, można by powiedzieć, że dziewczęta z miasteczek i dworków złamały prawa kościelne, gdyż ich nie znały. Ale przecież to biskup Kostka dokonał 4 czerwca 1579 konsekracji, a ten znał i prawo, i zwyczaje tego konkretnego zakonu. Wiedział na przykład, że nie może być elekcji ksieni bez przynajmniej trzynastu uprawnionych uczestniczek tej elekcji, toteż mając ich na miejscu tylko dwanaście, dołączył ostatnią żyjącą zakonnicę klasztoru toruńskiego, w ten sposób jednocześnie obejmując drugi klasztor chełmińską odnową. Wiedział, że nie może zacząć życia zakonnego ktoś, kto nie ukończył jeszcze lat czternastu, więc nie przyłączył do tej pierwszej grupy Zuzanny Piecewskiej. Tak to wygląda, jakby biskup zdecydował się wprawdzie złamać prawo, ale starał się je złamać tylko w najkonieczniejszych punktach, i nigdzie poza tym. Ślubów z góry nieważnych nie widział sensu przyjmować od nikogo.

Dochodzimy do sprawy konsekracji. Trzeba tu przypomnieć, że obrzęd konsekracji dziewic czyli poświęcania ich (i to przez biskupa) na służbę Bożą istniał już w starożytności chrześcijańskiej. Dotyczył tylko kobiet; u mnichów nieco później przyjął się zwyczaj składania ślubów, który zna już reguła św. Benedykta. Z czasem, to jest w wiekach średnich, obowiązek składania ślubów rozciągnięto także na mniszki. Konsekracja bądź pozostała jako dodatek do ślubów, bądź poszła w zapomnienie. W epoce nowożytnej przechowały ją zakony mnisze i kanonicze; spośród żebraczych wyraźnie skreśliły ją ze swojego programu dominikanki. U benedyktynek (i nie tylko) konsekracja łączyła się nadto z nabyciem praw i obowiązków w chórze; do jej przyjęcia prawo wymagało już wówczas ukończonych lat dwudziestu czterech, gdy do profesji szesnastu. Nadto duchowość konsekracji opierała się na idei miłości oblubieńczej między duszą ludzką a Chrystusem, o czym wymownie świadczą teksty liturgiczne tego obrzędu (6). Panowało też odziedziczone po starożytności chrześcijańskiej przekonanie, że konsekracja dziewic jest nieodwracalna i nieodwołalna.

Otóż biskup Kostka widocznie uznał, że: 1. konsekracja, właśnie z racji swej nieodwołalności, jest ekwiwalentem profesji; 2. żaden paragraf prawa nie przewiduje poprzedzenia jej rocznym nowicjatem; 3. jemu, jako biskupowi, przysługuje prawo konsekrowania dziewic, które by uznał za godne i zdatne do życia konsekrowanego; 4. a ponieważ chełmińskie kandydatki mają wiek wymagany, zostanie przynajmniej spełniony przepis dotyczący wieku. Pozostaje zagadką, czemu aż tak mu się śpieszyło z uregulowaniem bytu prawnego klasztoru, że zdecydował się dokonać tego w sposób nieregularny. Wystarczyłoby poczekać tylko jeden rok, a wszystko aż do konsekracji włącznie odbyłoby się w sposób prawnie nienaganny. Odpowiedzi na to pytanie w źródłach nie ma; można się jej domyślać tylko, ale w takim razie szukać jej należy w dwu co najmniej zjawiskach. Pierwszym jest ówczesny zapał reformatorski i ogólna atmosfera pośpiechu, jakby konieczności wyścigu z czasem: reforma prawna, dokonana przez Sobór Trydencki, była i tak spóźniona co najmniej o jedno pokolenie w stosunku do reformy protestanckiej, a co najmniej o drugie tyle czasu opóźnione już było praktyczne jej wdrażanie.

Drugim jest skład osobowy chełmińskiej grupki reformatorskiej. Wszystkie, jak się okazało, miały dobrą wolę przyjęcia reformy i życia według niej, ale talenty przywódcze miała tylko jedna, Magdalena. Zofia Izbieńska przez blisko ćwierć wieku przełożeństwa zdołała wprawdzie ocalić istnienie klasztoru, ale nic więcej nie zdziałała, i nie można się było tego po niej spodziewać. Pozostawało na czele grupy postawić tę jedną utalentowaną, która się tam akurat znalazła, ale w tym celu należało nadto złamać inny paragraf, stanowiący, że ksienią może zostać tylko mniszka, która ma już 40 lat życia (w ostatecznym wypadku 30) i 8 lat po profesji – ostatecznie 5, ale już nie mniej. Czekać jeszcze pięć lat biskup widocznie nie widział możliwości, tym łatwiej więc zrezygnował z czekania choćby i jeden rok. Zresztą biskupi ówcześni wyraźnie czuli się skrępowani rosnącą posoborową centralizacją Kościoła i to mogło stanowić dodatkowy motyw do postąpienia w jakiejś pojedynczej sprawie według prastarego zwyczaju raczej, niż według najnowszych paragrafów. Bieg wypadków, to jest powstanie około dwudziestu klasztorów wywodzących się z chełmińskiej reformy, usprawiedliwił w jakimś sensie jego decyzję. Nic nie słychać, żeby ktokolwiek występował do Stolicy Apostolskiej o sanowanie prawnej nieregularności początków chełmińskiej odnowy; przeciwnie, z Rzymu dochodziły tylko głosy pochwały i aprobaty.

Cenę tej nieregularności miała jednak zapłacić sama Magdalena. Mając wciąż jeszcze tylko mgliste pojęcie o życiu zakonnym, stanęła w pozycji kogoś, kto musiał innych o nim pouczać, dopracowując się jednocześnie tych pojęć na własny użytek. Nadto znalazła się na przełożeństwie z takim tylko doświadczeniem życia w grupie, jakie mogła zdobyć w wiejskim dworku, a to się okazało za mało. Długo i mozolnie musiała poszukiwać właściwych metod.

Dodajmy, że biskup Kostka nie był w swoim pokoleniu jedynym hierarchą, który w podobnej sprawie poszedł na skróty. Arcybiskup lwowski Dymitr Solikowski w roku 1596 dokonał podczas jednej uroczystości obłóczyn, profesji i konsekracji sześciu kandydatek z Katarzyną Szaporowską (fundatorką) na czele, ustanawiając w ten sposób klasztor benedyktynek we Lwowie. Duży napływ kandydatek (był to pierwszy na Rusi klasztor klauzurowy) pozwolił i tam na szybki rozwój zgromadzenia; uzyskano też wkrótce od Stolicy Apostolskiej sanację początkowych niedostatków prawnych.

Małgorzata Borkowska OSB


Przypisy:

(1) Kronika Benedyktynek Chełmińskich (KBC), s. 7–12.
(2) KBC  s. 12.
(3) S. Brzechwa, Pochodnia ludziom zakonnym, Poznań b. d., s. 25–26.
(4) Kandydatka wkładała po prostu rano strój nowicjacki i w nim szła na pacierze; od tego dnia liczył się jej nowicjat.
(5) Matka Mortęska, Kraków 1971, s. 23.
(6) Por. M. Borkowska, Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVI-XVIII w., Kraków 2017, s. 77–82.


Posłuchaj fragmentów z audiobooka Wiślanym szlakiem. Opowieść o jednookiej ksieni Mortęskiej (czyta s. Małgorzata Borkowska OSB): Jano nas uczyła nasza matka.


Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.