Tak więc 25 lipca 1873 roku Janina Matylda została przyjęta do postulatu. Klasztor, do którego weszła, znajdował się tuż za linią dawnych murów obronnych Lwowa, na zboczu Wysokiego Zamku; nazywano go „Małą Florencją” i „renesansowym klejnotem Lwowa”, gdyż zbudowany w początku XVII wieku przez włoskiego architekta (Pawła Rzymianina), odznaczał się wyjątkową harmonią proporcji i czystością stylu. Posiadał nadto na zapleczu od strony zamku duży ogród, przedzielony tylko uliczką Klasztorną od dalszych ogrodów, okrywających górę, można by się więc spodziewać wyjątkowo zdrowego powietrza. W rzeczywistości lokalizacja, choć malownicza, była fatalna. Czy to z racji wód podskórnych, czy z racji układu zbocza (każda większa ulewa powodowała tam istne potoki spływające z zamku na klasztor) budynki były wilgotne, a gruźlica endemiczna. Nie tylko w skali miasta, ale i w skali krajowej ten klasztor bił wszelkie możliwe rekordy w śmiertelności nowicjuszek i młodych zakonnic. Przez 27 lat pobytu Janiny Matyldy w klasztorze zdarzy się takich zgonów aż osiem.

Benedyktynki osiadły we Lwowie w roku 1595. Założycielka i za­razem pierwsza ksieni, Katarzyna Saporowska, zasłynęła z ży­cia wyjątkowo surowego i umartwionego, nawiązującego częściowo do starych wzorów wschodnich; po pewnych jednak wahaniach przyłączyła swoją wspólnotę do polskiej tzw. kongregacji chełmińskiej. Kongregacja ta grupowała około dwudziestu klasztorów benedyktynek, obsadzonych wprost lub pośrednio przez mniszki zreformowanego w końcu XVI wieku klasztoru chełmińskiego, i zgodnie z ideałami łacińskimi swej epoki ustawiała życie zakonne raczej na cnotach wewnętrznych (pokora, posłuszeństwo, ścisłe życie wspólne) niż na zewnętrznej surowości. Zdaje się, że oba te style życia współistniały w dziejach zgromadzenia, może z okre­sową przewagą jednego lub drugiego zależnie od osobowości i duchowości kolejnych ksień. Był to w każdym razie chronologicznie pierwszy klasztor klauzurowy we Lwowie, duży, dobrze uposażony i posiadający w czasach przedrozbiorowych zgromadzenie liczne jak na polską miarę, bo zwykle od czterdziestu do pięćdziesięciu zakonnic. Szczególnego prestiżu nabył w czasach rządów Doroty Daniłowiczówny, rodzonej ciotki Jana Sobieskiego. Nieco później (1690) uformował się we Lwowie klasztor benedyktynek rytu ormiańskiego, więc dla odróżnienia od Ormianek zaczęto starą wspólnotę nazywać „pannami łacińskimi”. Aż do końca XVIII wieku były też panny łacińskie dość arystokratycznym towarzystwem i przynajmniej do pierwszego chóru nie przyjmowano tam kandydatek bez herbu. Przyjmowano natomiast dziewczęta na naukę i wychowanie, jak w całej kongregacji.

Odwieczny, tradycyjny ład bytowania klasztoru zburzyły krótko po pierwszym rozbiorze austriackie nowe porządki w Kościele, zwane „reformą józefińską”. Szkoła, zjawisko dotychczas w życiu wspólnoty marginalne, okazała się teraz celem i warunkiem jej istnienia. Majątki wzięto pod przymusowy zarząd państwowy, napływ kandydatek poddano kontroli (żeby nie więcej, niż koniecznie do nauczania potrzeba) i nakazano przynajmniej częściowo rekrutować je spośród ludności niemieckiej, gdyż uczyć należało po niemiecku; zresztą gubernium chciało, jak się zdaje, w ogóle klasztor zniemczyć, jako instytucję wpływową i mogącą reszcie społeczeństwa służyć za wzór. Władze nie przebierały w środkach. Kiedy w roku 1812 objęła rządy ksieni Abundancja Różycka, której gubernium szczególnie nie lubiło, ruszyła cała machina szykan i trud­ności. Nawet prawu kazano działać wstecz, zmuszając klasztor do zwrotu otrzymanych poprzednio od państwa odszkodowań za odebrane włości; a był to tylko jeden z wielu manewrów, które do reszty pogrążyły i tak już wówczas niebogatą kasę klasztorną. Następnie winę za zaciągnięte długi przypisano ksieni, cały majątek klasztoru dano w ręce wyznaczonego przez gubernium świeckiego administratora, do klasztoru zaś wysłano specjalną komisję, która rządy w nim zleciła czteroosobowej radzie. Arcybiskup Pischtek posłusznie radę tę zatwierdził, wykluczając z niej, jak sam wyraźnie mówi, zakonnice cieszące się w zgromadzeniu autorytetem. Rej w owej narzuconej radzie wodziła młoda Niemka, s. Józefa Kuhn, wysuwana przez gubernium bardzo zdecydowanie przeciw ksieni… Zamieszanie trwało wiele lat i nie ma sensu opowiadać tutaj ich dokładnej historii. W roku 1833 drogą zafałszowanej elekcji s. Kuhn została po Różyckiej ksienią, ale po siedmiu latach usunął ją sam arcybiskup. Czasy zmieniały się, nacisk gubernialny słabł, już wkrótce Wiosna Ludów miała przynieść zdecydowany przełom w tej dziedzinie życia. Niemniej w ma­łej, odosobnionej w jakiejś mierze od świata wspólnocie skutki tych wydarzeń miały trwać jeszcze bardzo długo.

Życie zakonne nikogo nie uświęca automatycznie. Każdy wchodzi do wspólnoty z bagażem tak zalet, jak i wad. Systematyczna praca nad sobą to tylko połowa formacji; druga zaś, i może nawet jeszcze ważniejsza połowa, to nauka, jak znosić i zaakceptować siebie i innych ludzi takimi, jakimi są, nauka cierpliwości, wyrozumiałości, miłości wychodzącej naprzeciw. Kąkol musi współistnieć aż do żniwa z pszenicą: jedno i drugie w każdym człowieku. Aż za łatwo jest jednak ulec pokusie wyrywania kąkolu, i to przede wszystkim cudzego, od zaraz. Jeżeli do tej tendencji, i tak mniej lub więcej dającej znać o sobie w każdej wspólnocie, dodać jeszcze konflikt sztucznie wprowadzany i podsycany od zewnątrz, otrzymuje się chorobę, która ma wszelkie szanse zasłużyć sobie na określenie chronicznej. Nie można oczywiście sprowadzać wszystkiego do konfliktów narodowościowych: byłoby to wielkie uproszczenie. Nieprawda, że wszystkie Polki były dobrymi zakonnicami, a wszystkie Niemki rozsadzały wspólnotę. Zresztą nawet trudno by w wielu wypadkach określić, kto był jakiej narodowości. Nazwisko o niczym nie świadczy, trzeba starannie przejrzeć akta dotyczące kandydatek, żeby stwierdzić, że na przykład s. Leonarda Sperl mówiła w domu po niemiecku, a s. Klara Wepner po polsku; s. Kazimiera Kluss jest lwowianką z rodziny dawno spolszczonej, s. Lucyna Krauze pomorską szlachcianką, a s. Mechtylda Drozdowska akurat właśnie Niemką, z trudem uczącą się polskich słów. W dodatku było sporo rodzin mieszanych polsko-niemieckich i polsko-ruskich; o wielu zaś siostrach brak danych, więc pełnej listy zestawić się nie da. I nie ma po co. Ów sztucznie wywołany konflikt narodowościowy posłużył jako silny katalizator: wyolbrzymił trudności obecne i tak w każdej ludzkiej wspólnocie, ale ich nie stworzył. Służył także obu ewentualnym stronom jako patriotyczne usprawiedliwienie wszelkich antypatii i prze­jawów niecierpliwości, tym samym przedłużając je. Równowagę raz zachwianą trudno przywrócić, a nawet po przywróceniu bardzo łatwo rozchwiać ją znowu. Dobrym sprawdzianem takiego rozchwiania są zawsze w klasztorze elekcje: i rzeczywiście od śmierci ksieni Różyckiej elekcje u „panien łacińskich” były jedna po drugiej trudne i niezgodne. Rząd austriacki dodatkowo komplikował tę sprawę, wymagając przy każdych wyborach olbrzymiej tzw. taksy elekcyjnej i wtrącając się nadal w sprawy personalne. Po ustąpieniu ksieni Rzączyńskiej, która w roku 1869 zrzekła się urzędu po trzech zaledwie latach sprawowania go, zgromadzenie w większości chciało wybrać Nepomucenę Krechowiecką, niegdyś w latach 1855–1866 tymczasową przełożoną, ale ta była politycznie skompromitowana przez swoje poprzednie działanie na rzecz powstańców za kordonem (1864), o co nawet wytoczono jej śledztwo. Arcybiskup przerwał elekcję (wprowadzona w ro­ku 1867 autonomia galicyjska miała, jak widać, wyraźne granice dostępnych swobód) i zlecił rządy s. Aleksandrze Hatal, która dotąd była przeoryszą czyli zastępczynią ksieni. Tytuł przeoryszy miała zachować i nadal; skoro nie była kanonicznie obrana, nie mogła zostać pełnoprawną ksienią. Nadawało to jej rządom charakter tymczasowy i emocjonalnie (choć nie prawnie) ograniczało jej autorytet. Taki stan rzeczy zastała wstępując Janina Matylda.


Fragment z książki Czarna owca. O autorce: Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wiekuCzarna owcaOślica Balaama, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka. Nie tak dawno wydaliśmy publikację Sześć prawd wiary oraz ich skutki.