Reguła św. Benedykta jest punktem dojścia kilkuset lat tradycji monastycznej i monastycznych eksperymentów. Czerpie też z nich obficie i nieraz wykorzystuje obszerne partie tekstów wcześniejszych – zwłaszcza Reguły Mistrza – ale to się dzieje nie przez mechaniczne kopiowanie, tylko na zasadzie świadomego wyboru. Benedykt wycina, co uważa za zbędne (a już zwłaszcza za zbyt drobiazgowe); łączy, przestawia, dodaje – inaczej mówiąc, bierze z tradycji to i tylko to, do czego jest rzeczywiście przekonany i co uzupełnia własnym doświadczeniem i przemyśleniem. Dlatego jego tekst jest całością spójną, autorską, i tak też będziemy go tutaj traktować; o ewentualnych źródłach jest sens wspominać tylko w wypadku, jeśli mogą one pomóc w interpretacji konkretnych przepisów albo naświetlić ich historię. Czasem także przez zestawienie kontrastowe można uwydatnić cechy umysłu i charakteru Autora naszej reguły.
Nadto, św. Benedykt ma rzymskie wyczucie prawa i dlatego kodyfikuje przede wszystkim zewnętrzne działanie osób prawu poddanych. Nie daje natomiast pełnego wykładu duchowości, oprócz tego, co konieczne dla uzasadnienia prawa. Nie tworzy tego, co byśmy nazwali teologią życia wewnętrznego, nie podaje praw rządzących rozwojem życia modlitwy, nie mówi o wielu sprawach dla tego życia kluczowych (choćby o Eucharystii). To nie znaczy, że nic o tym nie wie; wie dobrze, z doświadczenia i z lektury, ale w tych sprawach, przynajmniej poza prologiem, odsyła swojego ucznia do innych tekstów, raczej ascetycznych i modlitewnych, niż prawnych. A więc do „naszego świętego ojca Bazylego” (który, Rzymianinem nie będąc, w swoich Regułach te dwie dziedziny wyraźnie miesza), do Kasjana, do Augustyna… Oczywiście, jak mówię, potrafi swoje przepisy uzasadnić teologicznie i ascetycznie, i te uzasadnienia tworzą już pewien wyraźny zestaw priorytetów i dążeń, który przywykliśmy nazywać duchowością benedyktyńską. Nie bójmy się jednak uzupełniać ten zestaw nauką tych, których on wylicza jako swoich mistrzów. Jesteśmy do tego zaproszeni.
Prolegomenon
O mój ludu, to mówi Pan, który przychodzi na sąd: Mam przeciw tobie, żeś w mojej służbie namnożył sobie ideałów: złotych, srebrnych i glinianych. Oto ja przeciwko twoim ideałom, mówi Pan, byś ich nigdy nie osiągnął. Bo ja nie chcę, żebyś szukał ideałów, mówi Pan; ale żebyś szukał mnie.
O mój ludu, to mówi Pan, który przychodzi na sąd: Mam przeciw tobie, żeś w mojej służbie namnożył sobie postanowień: złotych, srebrnych i glinianych. Oto ja przeciwko twym postanowieniom, mówi Pan, żebyś ich nigdy nie spełnił. Bo ja nie chcę wypełniania postanowień, mówi Pan; ale tylko mojej woli.
O mój ludu, to mówi Pan, który przychodzi na sąd: Mam przeciw tobie, żeś w mojej służbie namnożył sobie moc wartości: złotych, srebrnych i glinianych. Oto ja przeciwko wszystkim twym wartościom, mówi Pan, żebyś nigdy im nie służył. Bo ja nie chcę, żebyś kochał jakąś wartość, mówi Pan; ale żebyś kochał mnie.
Książka dostępna w ofercie Wydawnictwa Benedyktynów TYNIEC tutaj.