Dzięki pomocy naszych Przyjaciół powstała prezentacja o naszym Opactwie, coś dla oka i dla ucha… sami zobaczcie i posłuchajcie.
Na początku był Bóg i Jego miłość. Tak wielka, że warto dla niej poświęcić wszystko i – jak drogocenną perłę – uznać jedynym sensem swojego życia. To pragnienie, które od wieków rozpala ludzkie serca, zapłonęło przed wiekami i tu, na Pomorzu, gromadząc pierwszą grupę mniszek i mimo dziejowych burz trwa aż do dziś.
Mieszkamy w opactwie w Żarnowcu. Ono ma za sobą już blisko osiem wieków dość burzliwej historii. Pierwotnie mieszkały tu cysterki od połowy XIII wieku do końca wieku XVI; to dla nich zbudowano gotycki kościół (bez wieży) i klasztor. Zostało po nich kilka pięknych rękopisów chórowych na pergaminie. Potem w ich miejsce biskup sprowadził z Chełmna benedyktynki. Ta zmiana łączy się z działalnością ksieni chełmińskiej, Matki Magdaleny Mortęskiej, reformatorki naszego zakonu, o której przyjdzie jeszcze opowiedzieć osobno. Po benedyktynkach ówczesnych pozostała wieża, dobudowana do kościoła w XVII wieku, oraz ogromna kolekcja szat liturgicznych.
Potem w wieku XIX była pruska kasata; aż wreszcie do tego, co jeszcze z klasztoru pozostało, przyjechały w roku 1946 benedyktynki wileńskie. I tak odtąd znów tu mieszkamy.
Wszystkie te kolejne obsady klasztoru, z cysterkami włącznie, to były i są mniszki zachowujące regułę św. Benedykta. Ta reguła powstała w wieku VI i streszcza doświadczenia pierwszych wieków życia monastycznego. (Dlatego jedną z naszych ulubionych lektur są nauki Ojców Pustyni.) Św. Benedykt kładł główny nacisk na trzy rzeczy: modlitwę chwały Bożej, życie wspólne i pracę. Konkretne warunki życia zmieniały się oczywiście w ciągu wieków, a każda epoka miała swoje problemy i swoją interpretację reguły. Epoka cysterska wniosła większy niż poprzednio akcent na pracę fizyczną i umartwienie. Czasy polskiej reformy benedyktyńskiej przyniosły nacisk na życie siostrzane we wspólnocie, modlitwę myślną obok chórowej i pracę artystyczną oraz edukacyjną. Głównymi zajęciami ówczesnych sióstr, poza oczywistymi pracami domowymi i ogrodnictwem, były bowiem: haft liturgiczny i prowadzenie szkoły dla dziewcząt. Tych haftów, w stylu epoki, a więc barokowym, zachowała się do dzisiaj spora kolekcja. Szkoła działała według instrukcji wychowawczej, dodanej w Chełmnie do tekstu reguły; był to internat, w którym dawano wykształcenie na ówczesnym poziomie (czytanie, pisanie, arytmetyka, śpiew, katechizm, robótki), ale przede wszystkim wychowanie do życia pobożnego i pożytecznego w świecie. Pośród prac ręcznych uczono także haftu, a ponieważ uczennicami były najczęściej córki drobnej szlachty i kmieci z okolicy, barokowe wzornictwo „trafiło pod strzechy”, przetrwało na tej ziemi i nazywamy je teraz kaszubskim.
Pod pruskim rządem, po kasacie klasztoru, przez ponad ćwierć wieku trwała powolna agonia wspólnoty: siostry mieszkały w rozpadającym się budynku, podlegały władzy pruskiego sołtysa, usiłowały żyć z pracy w polu i zachować do końca regułę, na którą kiedyś złożyły śluby. Ostatnia staruszka, samotna od lat dziesięciu, dożywiana przez ludzi ze wsi, zmarła w roku 1866. Trwała jednak parafia w poklasztornym kościele; plebania była tam, gdzie i dzisiaj.
Przez pół wieku w częściowo jeszcze zachowanym zachodnim skrzydle klasztoru mieszkała służba kościelna, w wirydarzu stały konie proboszcza, dachy się zapadały, a z gruzów skrzydła północnego wynoszono cegły, budując we wsi stodoły. Wreszcie, dopiero około roku 1900, tutejszymi zabytkami (ponieważ to był gotyk) zainteresowały się władze pruskie: zrekonstruowano przyziemia i przykryto je dachem, przedłużono nieco piętro na skrzydle zachodnim i adaptowano je na plebanię, a w niewielkiej izbie na parterze urządzono skarbiec, tj. małe muzeum miejscowych dzieł sztuki: zawierało rękopisy, hafty, naczynia i ozdoby kościelne, rzeźby… Wewnątrz kościoła skrócono o połowę chór zakonny i umieszczono na nim organy; wieżę, w miejsce pierwotnego barokowego hełmu, zwieńczono gotyckim szczytem schodkowym; na krużganku, w miejsce dawnych nie przeszklonych szczelin w murze, wykuto wielkie okna i wypełniono je „gotyckimi” szybkami. Konie wyprowadzono do stajni, a w wirydarzu zasadzono drzewa i kwiaty. Zaczynała się właśnie moda na zwiedzanie zabytków, więc żarnowiecki obiekt poklasztorny znalazł się na trasie wycieczek.
I tak trwało aż do Drugiej Wojny Światowej. Po niej, w roku 1946, zjawiły się w Żarnowcu znowu benedyktynki: wygnanki z Wilna. Jest to już więc w tym klasztorze trzeci zespół, ale reguła życia jest nadal ta sama, i cel życia również: wyłączność służby Bożej, stałe uwielbienie. Oczywiście musimy przy tym zarobić na swoje życie, a nadto służba Bogu obejmuje także służbę ludziom: tak należącym do samej wspólnoty, jak i naszym sąsiadom i gościom, wedle potrzeby i możliwości. Jeszcze też w latach pięćdziesiątych udało się nam zbudować w dawno rozebranym narożniku klasztoru łącznik zawierający kilkanaście pokoików mieszkalnych, których w zachowanej starej budowie w ogóle nie było.
Nasze życie oparte jest przede wszystkim na modlitwie, i to tak wspólnej, jak indywidualnej. Gromadzimy się w chórze pięć razy dziennie, żeby celebrować tak codzienną Eucharystię, jak i Liturgię Godzin, złożoną głównie ze śpiewu psalmów i czytań. Pielęgnujemy chorał gregoriański, częściowo w polskim przekładzie, a częściowo w jego oryginalnej łacińskiej formie. Modlimy się głównie w kaplicy przerobionej ze strychu nad skrzydłem północnym i dostępnej (wysokimi schodami) także dla świeckich. Ostatnio w ramach remontu, dokonanego przez gminę (Krokowa) z unijnego funduszu, zainstalowano nawet na tych schodach platformę dla osób niepełnosprawnych.
Żyjąc w domu Bożym, mamy szczególnie ważne zadanie stworzyć w nim wspólnotę, w której każda z nas ma swoje miejsce, swoje obowiązki i odpowiedzialności. Jest nas obecnie 17; mamy dużo posługi domowej i pracy ogrodniczej, ale także piszemy ikony, malujemy świeczki i różne pamiątki, sprzedajemy książki… Poza tym prowadzi się także inne prace, zależnie od talentów, sił i przygotowania. Pół wieku temu, w innych warunkach ekonomicznych i społecznych, a sióstr było wtedy ponad 30 – prowadziłyśmy gospodarstwo rolne, a latem stołowałyśmy mnóstwo letników mieszkających we wsi. Dzisiaj są inne czasy i inne potrzeby. Z pracy na roli musiałyśmy już zrezygnować, tak z racji braku sił do niej, jak i dlatego, że w obecnych warunkach ekonomicznych okazała się już raczej kosztem niż zarobkiem. Letnia stołówka była nie do utrzymania dla zmalałej wspólnoty. Dlatego nasze dawne podwórze gospodarskie jest teraz ozdobnym dziedzińcem… albo będzie nim, kiedy się nam uda odremontować otaczające go budynki. Pozostaje ogród warzywny i sad, a więc własnej uprawy warzywa i owoce. Ten kontakt z ziemią mamy nadzieję zachować.
Natomiast nasz niewielki domek gościnny stał się nagle bardzo przydatny: w tych nowych czasach są nowe potrzeby, i wielu ludzi zgłasza się z prośbą, żeby móc choćby weekend przeżyć z nami, dzieląc naszą modlitwę i naszą ciszę. Od paru lat więc przyjmujemy grupki gości na rekolekcje. Zaczęłyśmy od takich zwykłych dni skupienia, z konferencjami, ale bardzo szybko zaczęto nas prosić także o inne: o dni zupełnego wyciszenia, bez konferencji, a tylko z modlitwą i jakąś pracą w milczeniu. Obecnie więc umożliwiamy oba rodzaje. I planujemy, właśnie z widokiem na dalszą posługę rekolekcyjną, przeniesienie pokoi gościnnych do solidniejszego i dogodniej położonego budyneczku. Nie będzie on duży, ale taki właśnie, by sprzyjał wyciszeniu, odpoczynkowi, lekturze, spędzeniu czasu sam na sam z Bogiem. Nazwiemy go „Zacisze św. Benedykta”.
Skarbiec, dla lepszej ekspozycji, przeniesiono z pierwotnego miejsca w izbie na końcu krużganka do sali dawnego refektarza w skrzydle północnym; bo w naszych czasach mniszki mieszkające w historycznych budynkach otrzymały nagle nowy obowiązek, stając się strażniczkami zabytków, skarbów kultury narodowej. Środki potrzebne do konserwacji, przechowywania czy lepszej ekspozycji naszych materialnych „pereł” pozyskujemy z różnych instytucji a także dzięki pomocy dobroczyńców, naukowców, studentów, odbywających u nas swoje praktyki.
Od wiosny do jesieni, co roku mnóstwo ludzi ma do nas po drodze: zatrzymują przy kościele autokary, auta, rowery… i przychodzą zwiedzić to, co jest do zwiedzenia. To więc mamy do ofiarowania i na to zapraszamy. Przejezdnych amatorów zabytków historycznych – na zwiedzanie; ludzi spragnionych ciszy, na rekolekcyjne weekendy w ciszy; ludzi poszukujących modlitewnych treści, na weekendy z konferencjami. Urządzamy też rekolekcje, dłuższe niż weekend, dla grup kapłanów albo sióstr zakonnych; a jest także możliwość indywidualnych dni skupienia.
Choć nasze życie upływa w klauzurze i nie prowadzimy apostolstwa na zewnątrz, staramy się, by nasz klasztor był domem, gościnnym miejscem dla tych, którzy chcą z naszego życia coś zaczerpnąć, nabrać duchowych sił, pomodlić się razem z nami, zatrzymać na chwilę, by potem wrócić do swojej codzienności z doświadczeniem, że Bóg jest; nie tylko w Żarnowcu, ale wszędzie.
Przeczytaj koniecznie:
Skarby Benedyktynek w Żarnowcu
Antyfonarze i graduały żarnowieckie
„Reguła Reformowana” z 1606 roku. Nowe wydanie po czterystu latach
Rewolucja Matki Magdaleny Mortęskiej OSB / część 1 /
Rewolucja Matki Magdaleny Mortęskiej OSB / część 2 /