„O naśladowaniu Chrystusa” – przekład siostry Małgorzaty Borkowskiej OSB

W historii chrześcijaństwa mamy kilka dzieł literackich, które pochodzą ze środowisk monastycznych, czytane są powszechnie do dzisiaj, i szczególnie silnie wpłynęły na ukształtowanie się naszej duchowości, gdyż dały wyraz ludzkiej tęsknocie za Bogiem. Najstarsze z nich to Księga Starców i narosła wokół niej literatura egipskiej pustyni. Dalej, Wyznania św. Augustyna; zaliczam je do literatury monastycznej, gdyż autor był wedle ówczesnych pojęć mnichem, chociaż w mieście; założył nawet wspólnotę, napisał dla niej regułę, i jak większość Ojców Kościoła został biskupem z mnicha właśnie. Następna jest Reguła św. Benedykta; jej nauka, ale przede wszystkim jej praktyka w niezliczonych wspólnotach, kształtowała życie chrześcijańskie (jak pisze Rowan Williams) przez sam fakt, że ukształtowała mnóstwo osobowości, które z kolei kształtowały społeczeństwo. Czwarta jest księga O naśladowaniu Chrystusa.

Najwcześniejsze rękopiśmienne kopie Naśladowania pochodzą z Włoch i oczywiście nie są przez kopistów wyraźnie datowane. Ponieważ jednak cechy pisma i szczegóły wykonania pozwalają datować średniowieczne rękopisy z dużą dokładnością, jest pewne, że najstarsza zachowana kopia (podkreślmy: kopia już, nie pierwopis autorski), sporządzona w Vercelli i tam do dziś przechowywana, powstała między rokiem 1280 a 1330. Nie później. Otóż nawet koniec tego przedziału czasowego to jeszcze równe pół wieku przed przyjściem na świat Tomasza a Kempis (1380–1471), któremu na północny wschód od Alp przypisuje się do dzisiaj autorstwo tej księgi; a blisko sto lat przed jego dojrzałą działalnością pisarską. (…)

Nazwaliśmy już tutaj to dzieło księgą tęsknoty. Jest w nim odwieczna tęsknota duszy ludzkiej do Boga, tak, ale przede wszystkim tęsknota chrześcijańskiego serca do Chrystusa, umiłowanego Pana i Zbawiciela. Jak się jednak ma ta tęsknota do tytułu książki, mówiącego o potrzebie naśladowania Pana – zważywszy w dodatku, że takie słowa jak naśladowanie i przykład padają w tekście bardzo rzadko? Otóż niewątpliwie naśladowaniem staje się wybór, całym sercem podjęty, Boga raczej niż wszystkiego tego, co Nim nie jest; w tym nawet Boga raczej niż siebie. Tego wyboru Chrystus, Syn Boży, miłujący Ojca, sam jest wzorem; i nikomu, kto wczytuje się w Ewangelie, udowadniać tego nie trzeba. I taki właśnie wybór głoszą, opisują i utwierdzają wszystkie strony tej książki.

Bo przecież nasza miłość do Chrystusa powinna się przede wszystkim wyrażać w przyjęciu Jego nauki, Jego dążeń i priorytetów za swoje. W praktyce, skoro chcemy tę naukę przyjąć, my, istoty cząstkowo tylko wiedzące i cząstkowo miłujące, musimy zacząć od akceptacji naszego stanu, naszego duchowego ubóstwa; musimy przyjąć jego (bolesne nieraz) skutki jako właściwy nam punkt startu i zaufać w pełni prowadzeniu Bożemu. Właściwie można to wszystko zredukować do jednej zasady – ofiarowania Bogu siebie bez zastrzeżeń. I w tym niewątpliwie bylibyśmy naśladowcami Chrystusa. On, cały skierowany ku Ojcu i żyjący Jego miłością, uczy nas przede wszystkim, że i my istniejemy dla tej miłości. I nie tylko uczy, ale i w nią wciąga przez dar Ducha Świętego: wciąga nas w wewnętrzne życie miłości samej Trójcy Świętej. To ten priorytet mamy przyjąć i naśladować; jeżeli tak Go kochamy, jak kochać pragniemy.

(Ze „Wstępu” Autorki przekładu: s. Małgorzata Borkowska OSB)

„O czternastu radościach Maryi”, czyli nowa książka naszej siostry Małgorzaty Borkowskiej

Mówi się od mniej więcej siedmiuset lat o siedmiu Boleściach Maryi. I słusznie, ale trzeba także pamiętać o Jej radościach. I nie tylko dlatego, że żaden człowiek, choćby najwyraźniej powołany, i do swego specjalnego powołania od początku, a nawet od pokoleń kształtowany, nie zniósłby życia w samym tylko bólu; po prostu by umarł, kiedy tylko choroba przeważy dobrostan. Także, a nawet przede wszystkim dlatego, że Ona przecież żyła tak blisko swojego Syna, Dawcy i źródła wszelkiej radości. I znowu: każdy człowiek (bo to wynika z ludzkiej kondycji, z ludzkiej psychiki) odbiera radość, nawet tę największą, jednocześnie z całym mnóstwem innych doznań, pomieszaną z nimi; może mu ona nawet na jakiś czas za nimi zniknąć. Nie wiemy, skoro nie dzielimy Jej przywileju bezgrzeszności, jak dokładnie w sercu Maryi działał ten podkład radości; ale epizod z niezrozumieniem decyzji dwunastoletniego Syna zdaje się wskazywać, że nawet Jej potrafiła troska przesłonić radość, przesłonić zrozumienie. Przynajmniej chwilowo. Niemniej tak w poszczególnych epizodach, jak i w życiu wziętym jako całość, to właśnie Radość miała ostatnie słowo. I okazuje się, że ból i radość mogą współistnieć i współpracować: mogą kształtować człowieka, rzeźbić go, i w tej współpracy ból prowadzi do jeszcze większej radości, a radość nadaje sens przeżytemu bólowi.

„O czternastu radościach Maryi” M. Borkowska OSB, rys. B. Czepiel OSB

Dlatego nasze myślenie o Matce Bożej nie powinno się ograniczać do samych Jej cierpień; a nasza modlitwa do Niej powinna uwolnić się od kształtowania Jej postaci na nasze własne podobieństwo. Człowiek na ogół o wiele więcej potrafi myśleć i mówić o tym, co go boli, niż o tym, co go cieszy; ale niekoniecznie musimy przypisywać tę cechę Jej także. Nie ma też sensu traktowanie Jej jako monolitu, gotowego od chwili poczęcia, bez potrzeby żadnego rozwoju: że taki rozwój miał miejsce, to jest jedna z niewielu rzeczy, które nam Ewangelia o Niej mówi. Czasem nie rozumiała (por. Łk 2,48), dziwiła się (por. Łk 2,33), ale przede wszystkim rozważała w sercu kolejne zdarzenia, dojrzewając do ich coraz pełniejszego rozumienia; czego by nie musiała robić, gdyby jej dano wszystko rozumieć w pełni od początku. Powtórzmy: nie dzieląc Jej bezgrzeszności, nie znamy z własnego doświadczenia Jej punktu startu, ale to, że wystartowała i że biegła, jest pewne. Zastanówmy się więc nad czternastu znanymi nam radościami Maryi. Na pewno znalazłoby się ich o wiele więcej, zwłaszcza gdyby policzyć osobno każdy cud Syna, bo przecież musiała cieszyć się tymi cudami co dzień od nowa; każdą Jego naukę, każdą przypowieść, rozjaśniającą tak bardzo naszą drogę do Boga, przyjmować jak radosny dar. Dużo by o tym można myśleć. Ale jako początek i jako podstawę wymieńmy te, które są najbardziej oczywiste i w tekstach biblijnych uzasadnione (Wstęp, M. Borkowska OSB).

Książka do nabycia w Wydawnictwie Benedyktynów TYNIEC

https://tyniec.com.pl/ksiazki-malgorzaty-borkowskiej-osb/1801-o-czternastu-radosciach-maryi-9788382051155.html

Chrystus nas wykupił. O przekleństwie

Nieraz się zastanawiam, co właściwie mają na myśli ludzie, którzy tak często używają słowa przekleństwo. Skoro go używają, chyba wiedzą co ono oznacza; zwłaszcza, że ten temat traktują jako bardzo ważny a samo słowo jako teologicznie nośne. W potocznym ludzkim języku przekleństwo może oznaczać: a) czynność złorzeczenia przez jednego człowieka drugiemu i b) trwałe odrzucenie przez Boga, owocujące już tu na ziemi serią nieszczęść. Co bardziej zabobonni są nawet przekonani, że jedno może wywołać drugie i że jeśli komuś ciotka powiedziała „Idź do diabła”, to już od takiego kogoś Bóg odstępuje, a diabeł go dopada jak swego. Z takim absurdem nie warto nawet polemizować, gdyż wymaga on wiary, że to ciotka (a nie Bóg) rządzi światem.

(więcej…)

„Reguła Reformowana” z 1606 roku. Nowe wydanie po czterystu latach

Po wielu miesiącach prac edytorsko-redakcyjnych udało się wydać tzw. Regułę Reformowaną, a więc tekst Reguły św. Benedykta w interpretacji benedyktynki Sługi Bożej Magdaleny Mortęskiej. Odegrał on bardzo ważną, wręcz kluczową, rolę w procesie odradzania się żeńskiego życia zakonnego w Polsce po reformacji. Umożliwił wcielenie postanowień Soboru Trydenckiego (1545–1563) w realia codziennego życia mniszek w naszym kraju. Pewnie dlatego ksieni Mortęska bywa nazywana polską Teresą Wielką, a jej dzieło określane reformą chełmińską dało początek świeżemu spojrzeniu na styl życia mniszego.

(więcej…)

O Trójcy Świętej

Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28,18–20).

Czy wyliczając Ojca, Syna i Ducha Świętego Chrystus Pan poucza nas o istnieniu trzech bogów? Absolutnie nie. Od wielu wieków lud wybrany był prowadzony do konieczności odrzucenia wielobóstwa i wychowywany do zrozumienia, że Bóg jest jeden, i może być tylko Jeden. I tę prawdę On potwierdza wyraźnie w swoim nauczaniu. Kiedy ktoś Go zagadnął: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? – Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,29–30). I zaraz też przypomina dalszy ciąg tego wersetu: a bliźniego będziesz miłował jak siebie samego. Czyli: Bóg jest jeden, i na tym nieodwołalnym stwierdzeniu budować trzeba całe swoje wyznanie wiary i całe swoje życie: pobożność i etykę.

(więcej…)

„Mistyczny Niedźwiedź”, kilka słów na temat najnowszej książki naszej siostry Małgorzaty „Porozmawiajmy jak Borkowska z Borkowskim”

Zrobiło się o niej głośno na początku 2018 roku. Wydała „Oślicę Balaama” i zawrzało. Sędziwa zakonnica skrytykowała księży za homilie, właściwie za ich brak, bo część z tych wysłuchanych przez nią cierpliwie w klasztornej kaplicy nie zasługiwała na takie miano. Wysłuchała, nie protestowała na głos, nie mogła, a jeśli już, to nie od razu, robiła notatki. Nie planowała wydawać zapisków, choć sporo swoich książek zdążyła już opublikować. Nie byłoby z tym większego kłopotu. Musiały widocznie kilka lat leżakować, jak wino. No i dobrze się stało, nabrały smaku. Kaznodziejstwo na początku XXI wieku? Ewangelia niezmienna, ale zmieniają się jej głosiciele. Czy tylko księża? Niekoniecznie. Lawinowo posypały się komentarze, dyskusje, recenzje, wywiady. Wielu znalazło w Oślicy siostrzaną duszę. Zatem kim jest ta „kwaśna cytryna” (komentarz w sieci)? (więcej…)

Św. Benedykt: patron czyli ojciec

Święci są zapisem Słowa Bożego w życiu. I dlatego dzisiaj św. Benedykt jest dla nas otwartą księgą, z której będziemy próbowali czytać.

Przede wszystkim dziś jest święto patronalne. Warto zastanowić się i przypomnieć, co oznacza słowo „patron”? Ma ono związek ścisły ze słowem „ojciec”. Oznacza ono – obrońca pośrednik, opiekun, wstawiający się. Ale my spróbujemy wziąć to pojęcie ojca, który jest u początku życia tego Zakonu, tej linii duchowości i ojca, który jest wychowawcą, chociaż już nie chodzi pomiędzy nami, od długiego czasu. Taki Patron musi znać sprawę swoich podopiecznych, musi mieć jakieś doświadczenie, musi przejść pewną drogą i zapewne dlatego różni święci są patronami od różnych spraw – mieli bowiem jakieś doświadczenie. Doświadczenie Ojca Benedykta jest właściwie fundamentalne dla nas, dla naszej kultury i dla tego Zakonu. Można by powiedzieć, że w życiu ojca ma się objawiać też życie dzieci. Innymi słowy: to co przeszedł ojciec, jakoś duchowo też muszą przechodzić dzieci. I dlatego dzisiaj właśnie Benedykt jest dla nas tą otwartą księgą. (więcej…)

O wróblu na dachu i tramwaju pełnym chwały Boga, czyli czym jest duchowość – gdzie jej szukać i jak o nią dbać?

Przetłumaczmy postawione w tytule pytanie z języka rzeczowego na język osobowy. Umyślnie dałam taki tytuł, żeby go zmienić! Duchowość – to jest coś, jakiś jakby aspekt mnie samej; pojęcie, abstrakcja, rzecz bezosobowa jak odbicie w lustrze. Jako taka po prostu mnie nie obchodzi. Szukam osobowego kontaktu z osobą. Więc pytam: Kim jest Bóg – gdzie Go szukać i jak dbać o możliwość kontaktu z Nim? (więcej…)

Droga Krzyżowa

„Przez ile dróg musi przejść każdy z nas,
by mógł człowiekiem się stać?”

Przemierzamy różne drogi; po jednych kroczymy z entuzjazmem, z innych wolelibyśmy uciec, jeszcze inne, choć trudne,  przynoszą poczucie, że było warto, bo są owoce. W Wielkim Poście Pan Bóg pokazuje nam drogę wyjątkową, nie do porównania z żadną inną – swoją Drogę Krzyżową. On sam chce nas nią poprowadzić, chce pójść nią razem z nami, bo to jest Jego droga. (więcej…)