W Boże Imię rozpoczynamy Adwent. Prawdziwy, fioletowy, z adwentowym wieńcem, na którym będą błyskać kolejne świece. Symbol oczekiwania. Na co? Na Kogo? Może po to jest ten czas, by każdy poszukał odpowiedzi. We własnym sercu, w Piśmie Świętym, w Liturgii. Po wystawach sklepowych, rozjarzonych choinkowymi lampkami i oblepionych pseudo – mikołajami widać, że z tym czekaniem czasem trudno sobie poradzić, chcemy już, natychmiast, żeby było świątecznie bez żadnego czekania.
Stop. Niech będzie adwentowo.
Czuwajcie, by Pan przyszedłszy nie zastał nas nieprzygotowanymi. Przyjdzie przecież po to, by zabrać nas do królestwa swego Ojca – czekajmy na Niego, wyglądajmy Go – nie wypada, by wtedy, gdy przyjdzie, zastał nas tkwiących po uszy w sprawach nie mających nic wspólnego z Jego królestwem. A nie wiemy naprzód, kiedy się zjawi. Może dlatego, byśmy się nie rozleniwiali, odkładając gotowość na później? Jeszcze zdążę… A właśnie, że mogę nie zdążyć. I nie taka jest miłość. Trzeba być gotowym, by natychmiast otworzyć, gdy Pan zapuka. Tak żyć, by w każdej chwili móc odejść. Ma nam ciągle towarzyszyć nie obsesja śmierci, ale stała tęsknota za Panem. Marana Tha! – Przyjdę niebawem (s. Hieronima Jemielewska OSB).