Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5).

Mówi się ciągle, że nasza epoka jest epoką wyjątkowego hałasu. Mierząc w decybelach, zapewne racja: technika pozwala nam hałasować głośniej niż kiedykolwiek. Ale mierząc w intencjach? Zdaje się, że od początku świata człowiek stara się zrobić tyle hałasu, ile go zrobić może. Czasem nie może: musi na przykład iść jak kot na miękkich łapkach, żeby rzucić się na zdobycz z zasadzki. Ale jeśli może, to hałasuje. Po prostu potrzebuje na siebie zwrócić uwagę bliźnich, w miarę możności stać się tej uwagi ośrodkiem, napuszyć się jak wróbel na mrozie i w ogóle pokazać, z jak daleka go widać i słychać. Łata w ten sposób swoje wiecznie popękane poczucie ważności, bo ma nadzieję, że jeśli tę ważność wyczyta w cudzych oczach, okaże się ona prawdą.

Tak więc w zwykłych ludzkich stosunkach znaczenie i majątek – owa „własność ziemi” – jest wprost proporcjonalna do robionego hałasu. O tyle jestem, o ile mnie słychać, bo tak daleko sięga moja ziemia, jak daleko mnie słychać. A w Królestwie Bożym ma być właśnie odwrotnie: ci je posiądą, którzy nie chcieli brać udziału we wzajemnym przekrzykiwaniu się, albo którzy w tej konkurencji odpadli, albo którzy się z niej na czas wycofali.

Może dlatego, że Królestwo Boże nie toleruje i nie mieści w sobie żadnego fałszu, pozorów, sztucznych barw i cudzych piórek.

Królestwo Boże zmywa z nas i wytapia to wszystko: jest „jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy”, według zapowiedzi proroka Malachiasza. A w dodatku ta nasza sztuczna, hałasem i farbą podtrzymywana ważność zaślepia nas na naszą ważność prawdziwą. Bóg chciał każdego z nas: to już dosyć, żeby uznać się za KOGOŚ, ale tę naszą Boską ważność, jedyną rzeczywistą, dzielą z nami oczywiście wszyscy inni ludzie. Komu to nie odpowiada, ten zagłusza takie poczucie ważności, wprowadzając sztuczne różnice między ludźmi i starając się zawsze wypaść samemu po tej lepszej stronie granicy. Kto, przeciwnie, ceni sobie przede wszystkim tę wartość, jaką ma w oczach Bożych, nie dba o tamte drobne, chwilowe różnice. I na ile nie dba, na tyle potrafi być cicho. A na ile potrafi być cicho, na tyle „posiądzie ziemię”. W Królestwie Bożym tak daleko sięga moja ziemia, jak daleko sięga moja cisza.

W praktyce nie chodzi oczywiście o milczenie mierzone w decybelach czy o stopień zaciśnięcia warg. Chodzi o to, w jakim celu się odzywamy. Jaki procent tego, co mówimy, krzyczymy, wołamy, płaczemy, jest hałasem samopotwierdzania się, a jaki okaże się kiedyś ciszą, gdyż był modlitwą.


Wcześniejsze:


Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wiekuCzarna owcaOślica Balaama, Jednego potrzeba, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka. Nie tak dawno wydaliśmy publikację Sześć prawd wiary oraz ich skutki.