Gniew mnie ogarnia z powodu grzeszników, porzucających Twe Prawo (Ps 119,53).

Odmawiając ten werset, nie możemy zapomnieć, że w kolejce do naszego gniewu pierwsze miejsce zajmujemy my sami. Jesteśmy bowiem jedynymi grzesznikami, których odejście od Prawa Bożego rzeczywiście widzimy; a więc i jedynymi, których wolno nam osądzać. Jeżeli s. Marcybella, odmawiając ten werset, interpretuje go tak: „Słusznie się wściekłam i nagadałam Zycie, bo ona przekroczyła zakaz reguły” – to daje dowód, że nigdy nie czytała słów Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Powinna raczej myśleć tak: „Panie, porzucam Twoje Prawo, ilekroć się złoszczę na Zytę; nie mam się czym chwalić; daruj i jej, i mnie”.

Podstawowym prawem Boga jest prawo przebaczenia. I to jest także jedyne prawo, którego On ani sam nie uchyla, ani nam nie dozwala porzucić. Pamiętając o tym, należy zachować naprawdę bardzo, bardzo dużą ostrożność w gniewaniu się na grzeszników! Bo może Bóg im już właśnie przebaczył (w końcu przecież to Jego znieważyli bardziej niż nas) i wszystko już jest w porządku, tylko my jedni stoimy z nadętą miną, upominając się nadal o karę dla nich w imieniu Boga… który nas nigdy do tego nie upoważniał.

Są, owszem, w Piśmie Świętym przykłady wielkiego, świętego gniewu, który nawet sam Bóg zatwierdził: co drugi tydzień czytamy w psałterzu, jak to powstał Pinchas, który sąd odbył (zabijając bałwochwalczych cudzołożników) i poczytano mu to za sprawiedliwość. Czytamy także, iż Matatiasz zapłonął gniewem, który był słuszny, i zabił odstępcę. Jeżeli uważamy, że to się do nas stosuje, no to nie ma innej rady, tylko każdej zakonnicy wyrobić pozwolenie na noszenie broni palnej, i niech się bawi w Pinchasa i Matatiasza. Trochę by się przerzedziło w klasztorze, bo każda ofiara poszłaby do ziemi, a święta bohaterka do mamra, i byłoby już o dwie mniej. Ale może warto?

Jeżeli jednak, mając za broń tylko kąśliwe słowo, a nie rewolwer, zakonnicy bawią się w Pinchasa i Matatiasza, to nie ryzykują rozprawy przed sądem wojewódzkim i mogą być spokojni, że w więzieniu nie wylądują; ale co do sądu Bożego nie mogą być spokojni. Bo może im Bóg kiedyś powiedzieć: Ja przebaczyłem, czemu ty gniewałeś się nadal? Kto ciebie ustanawiał sędzią i rozjemcą, kto ci pozwolił wydawać i wykonywać wyroki? A jeśli już koniecznie chciałeś czymś takim się w życiu zająć i wierzyłeś święcie, że takie masz powołanie – a toż trzeba było skończyć prawo i zostać prokuratorem czy sędzią, albo zapisać się do policji. Tam byś się przydał w roli łapacza przestępców i karciciela zbrodni, ale w klasztorze w tej roli jesteś chodzącą pomyłką: dla jednych utrapieniem, dla drugich pośmiewiskiem. Taki kieszonkowy Pinchas dla ubogich.

Dla nas, chrześcijan, podstawową zasadą interpretacji Pisma Świętego jest wyjaśnianie Starego Testamentu w świetle Nowego. Wprawdzie w Starym psalmista mógł jeszcze się chwalić, że się gniewa na grzeszników, ale już nie w Nowym, bo Chrystus zagroził sądem każdemu, kto by się gniewał na brata. Oczywiście, uczucie gniewu powstaje samo, wywołane przez bodziec. Ale mając lat już nieco więcej niż dwadzieścia i formację zakonną za sobą, setki spowiedzi, dziesiątki rekolekcji, tysiące stron lektury – powinniśmy odróżnić nasze uczucie od bodźca, dostrzec je, zidentyfikować i umieć powiedzieć sobie: Właśnie wpadam w gniew. A wtedy rękę na usta. Bo dość już tej uciechy dla diabła, że w jednym sercu zamącił; jeżeli teraz z tego serca poleją się pieniące męty na inne serca dookoła, to z piekła powinni nam przysłać laurkę dziękczynną za przedstawienie, które ku ich uciesze wyprawiliśmy. Dość już tego nieszczęścia, że ktoś przekroczył Prawo Boże; lepiej do tego nie dodawać drugiego nieszczęścia, gniewu.

s. Małgorzata Borkowska (fragment książki Marcybella)

Książki naszej siostry do nabycia w Wydawnictwie Benedyktynów TYNIEC.