Nowa książka naszej s. Małgorzaty Borkowskiej OSB: „Uwagi o modlitwie”

Ten tomik jest zapisem wykładów o modlitwie, prowadzonych dla nowicjatu od wiosny 2023 roku. Wykłady były skierowane do konkretnych osób i uwzględniały fakt, że te osoby, jakkolwiek z punktu widzenia prawa członkinie „nowicjatu”, miały już za sobą całe lata doświadczenia na drogach modlitwy, toteż nie trzeba było tłumaczyć im wszystkiego od zera. Raczej chodziło o pewną powtórkę i systematyzację tematu, a zwłaszcza o samą istotę rzeczy, o osadzenie tego, co nazywamy modlitwą, w całościowej naszej relacji z Bogiem.

Jeszcze i z innej przyczyny nie chcę tu wchodzić w jakieś szczegóły techniczne; bo tam, gdzie mowa o relacji, o rozmowie, ważniejszym tematem jest Rozmówca niż technika mówienia czy zasady interpunkcji. Można w tych zasadach tak ugrzęznąć, że już zza nich nie widać nic więcej. Tak a nie inaczej siedzieć, tak a nie inaczej zapisywać, tak a nie inaczej układać myśli w punkty… takie rzeczy mogą się chwilowo przydać, ale robienie z nich ważnej zasady jest żałośnie bezosobowym ujęciem tego, co jest właśnie w istocie swojej osobowym kontaktem. Nie będzie tu także mowy o mistyce, o której pojęcia doświadczalnego nie mam żadnego, a książkowe słabe. Będzie o drodze modlitwy wspólnej dla nas wszystkich. Malutka dobrych początków reguła… (jak mówi św. Benedykt, por. RB 73) / Małgorzata Borkowska OSB

Wybrane fragmenty:

Modlitwa jest relacją, a nie pojedynczą czynnością; a nasza relacja z Bogiem powinna obejmować całe nasze życie, a już zwłaszcza stosunek do bliźnich, których nam dano jako widzialnych przedstawicieli Niewidzialnego, żebyśmy mogli okazać Mu miłość.

Cierpliwość to drugie imię pokory. Kto się ma za coś wielkiego, nigdy cierpliwy nie będzie, bo zawsze będzie myślał, że jego wielkość nie jest dość rozpoznawana, i to w nim wywoła gniew. Pokorny natomiast nie straci pogodnej cierpliwości.

Ludzie poszukujący wciąż w życiu nadprzyrodzonych zjawisk kończą bardzo szybko na wmawianiu ich sobie i innym. Ale to jest nieprawda, a żadna nieprawda nie przynosi ani Bogu chwały, ani ludziom pożytku.

Jeśli umiemy odróżnić Boga samego, który nas kocha i wzajemnie jest naszą miłością, od darów, które są tylko przebłyskami Jego miłości, to nie będziemy robić tragedii z okresów, w których takich przebłysków nie otrzymujemy.

„O naśladowaniu Chrystusa” – przekład siostry Małgorzaty Borkowskiej OSB

W historii chrześcijaństwa mamy kilka dzieł literackich, które pochodzą ze środowisk monastycznych, czytane są powszechnie do dzisiaj, i szczególnie silnie wpłynęły na ukształtowanie się naszej duchowości, gdyż dały wyraz ludzkiej tęsknocie za Bogiem. Najstarsze z nich to Księga Starców i narosła wokół niej literatura egipskiej pustyni. Dalej, Wyznania św. Augustyna; zaliczam je do literatury monastycznej, gdyż autor był wedle ówczesnych pojęć mnichem, chociaż w mieście; założył nawet wspólnotę, napisał dla niej regułę, i jak większość Ojców Kościoła został biskupem z mnicha właśnie. Następna jest Reguła św. Benedykta; jej nauka, ale przede wszystkim jej praktyka w niezliczonych wspólnotach, kształtowała życie chrześcijańskie (jak pisze Rowan Williams) przez sam fakt, że ukształtowała mnóstwo osobowości, które z kolei kształtowały społeczeństwo. Czwarta jest księga O naśladowaniu Chrystusa.

Najwcześniejsze rękopiśmienne kopie Naśladowania pochodzą z Włoch i oczywiście nie są przez kopistów wyraźnie datowane. Ponieważ jednak cechy pisma i szczegóły wykonania pozwalają datować średniowieczne rękopisy z dużą dokładnością, jest pewne, że najstarsza zachowana kopia (podkreślmy: kopia już, nie pierwopis autorski), sporządzona w Vercelli i tam do dziś przechowywana, powstała między rokiem 1280 a 1330. Nie później. Otóż nawet koniec tego przedziału czasowego to jeszcze równe pół wieku przed przyjściem na świat Tomasza a Kempis (1380–1471), któremu na północny wschód od Alp przypisuje się do dzisiaj autorstwo tej księgi; a blisko sto lat przed jego dojrzałą działalnością pisarską. (…)

Nazwaliśmy już tutaj to dzieło księgą tęsknoty. Jest w nim odwieczna tęsknota duszy ludzkiej do Boga, tak, ale przede wszystkim tęsknota chrześcijańskiego serca do Chrystusa, umiłowanego Pana i Zbawiciela. Jak się jednak ma ta tęsknota do tytułu książki, mówiącego o potrzebie naśladowania Pana – zważywszy w dodatku, że takie słowa jak naśladowanie i przykład padają w tekście bardzo rzadko? Otóż niewątpliwie naśladowaniem staje się wybór, całym sercem podjęty, Boga raczej niż wszystkiego tego, co Nim nie jest; w tym nawet Boga raczej niż siebie. Tego wyboru Chrystus, Syn Boży, miłujący Ojca, sam jest wzorem; i nikomu, kto wczytuje się w Ewangelie, udowadniać tego nie trzeba. I taki właśnie wybór głoszą, opisują i utwierdzają wszystkie strony tej książki.

Bo przecież nasza miłość do Chrystusa powinna się przede wszystkim wyrażać w przyjęciu Jego nauki, Jego dążeń i priorytetów za swoje. W praktyce, skoro chcemy tę naukę przyjąć, my, istoty cząstkowo tylko wiedzące i cząstkowo miłujące, musimy zacząć od akceptacji naszego stanu, naszego duchowego ubóstwa; musimy przyjąć jego (bolesne nieraz) skutki jako właściwy nam punkt startu i zaufać w pełni prowadzeniu Bożemu. Właściwie można to wszystko zredukować do jednej zasady – ofiarowania Bogu siebie bez zastrzeżeń. I w tym niewątpliwie bylibyśmy naśladowcami Chrystusa. On, cały skierowany ku Ojcu i żyjący Jego miłością, uczy nas przede wszystkim, że i my istniejemy dla tej miłości. I nie tylko uczy, ale i w nią wciąga przez dar Ducha Świętego: wciąga nas w wewnętrzne życie miłości samej Trójcy Świętej. To ten priorytet mamy przyjąć i naśladować; jeżeli tak Go kochamy, jak kochać pragniemy.

(Ze „Wstępu” Autorki przekładu: s. Małgorzata Borkowska OSB)

„O czternastu radościach Maryi”, czyli nowa książka naszej siostry Małgorzaty Borkowskiej

Mówi się od mniej więcej siedmiuset lat o siedmiu Boleściach Maryi. I słusznie, ale trzeba także pamiętać o Jej radościach. I nie tylko dlatego, że żaden człowiek, choćby najwyraźniej powołany, i do swego specjalnego powołania od początku, a nawet od pokoleń kształtowany, nie zniósłby życia w samym tylko bólu; po prostu by umarł, kiedy tylko choroba przeważy dobrostan. Także, a nawet przede wszystkim dlatego, że Ona przecież żyła tak blisko swojego Syna, Dawcy i źródła wszelkiej radości. I znowu: każdy człowiek (bo to wynika z ludzkiej kondycji, z ludzkiej psychiki) odbiera radość, nawet tę największą, jednocześnie z całym mnóstwem innych doznań, pomieszaną z nimi; może mu ona nawet na jakiś czas za nimi zniknąć. Nie wiemy, skoro nie dzielimy Jej przywileju bezgrzeszności, jak dokładnie w sercu Maryi działał ten podkład radości; ale epizod z niezrozumieniem decyzji dwunastoletniego Syna zdaje się wskazywać, że nawet Jej potrafiła troska przesłonić radość, przesłonić zrozumienie. Przynajmniej chwilowo. Niemniej tak w poszczególnych epizodach, jak i w życiu wziętym jako całość, to właśnie Radość miała ostatnie słowo. I okazuje się, że ból i radość mogą współistnieć i współpracować: mogą kształtować człowieka, rzeźbić go, i w tej współpracy ból prowadzi do jeszcze większej radości, a radość nadaje sens przeżytemu bólowi.

„O czternastu radościach Maryi” M. Borkowska OSB, rys. B. Czepiel OSB

Dlatego nasze myślenie o Matce Bożej nie powinno się ograniczać do samych Jej cierpień; a nasza modlitwa do Niej powinna uwolnić się od kształtowania Jej postaci na nasze własne podobieństwo. Człowiek na ogół o wiele więcej potrafi myśleć i mówić o tym, co go boli, niż o tym, co go cieszy; ale niekoniecznie musimy przypisywać tę cechę Jej także. Nie ma też sensu traktowanie Jej jako monolitu, gotowego od chwili poczęcia, bez potrzeby żadnego rozwoju: że taki rozwój miał miejsce, to jest jedna z niewielu rzeczy, które nam Ewangelia o Niej mówi. Czasem nie rozumiała (por. Łk 2,48), dziwiła się (por. Łk 2,33), ale przede wszystkim rozważała w sercu kolejne zdarzenia, dojrzewając do ich coraz pełniejszego rozumienia; czego by nie musiała robić, gdyby jej dano wszystko rozumieć w pełni od początku. Powtórzmy: nie dzieląc Jej bezgrzeszności, nie znamy z własnego doświadczenia Jej punktu startu, ale to, że wystartowała i że biegła, jest pewne. Zastanówmy się więc nad czternastu znanymi nam radościami Maryi. Na pewno znalazłoby się ich o wiele więcej, zwłaszcza gdyby policzyć osobno każdy cud Syna, bo przecież musiała cieszyć się tymi cudami co dzień od nowa; każdą Jego naukę, każdą przypowieść, rozjaśniającą tak bardzo naszą drogę do Boga, przyjmować jak radosny dar. Dużo by o tym można myśleć. Ale jako początek i jako podstawę wymieńmy te, które są najbardziej oczywiste i w tekstach biblijnych uzasadnione (Wstęp, M. Borkowska OSB).

Książka do nabycia w Wydawnictwie Benedyktynów TYNIEC

https://tyniec.com.pl/ksiazki-malgorzaty-borkowskiej-osb/1801-o-czternastu-radosciach-maryi-9788382051155.html

Chrystus nas wykupił. O przekleństwie

Nieraz się zastanawiam, co właściwie mają na myśli ludzie, którzy tak często używają słowa przekleństwo. Skoro go używają, chyba wiedzą co ono oznacza; zwłaszcza, że ten temat traktują jako bardzo ważny a samo słowo jako teologicznie nośne. W potocznym ludzkim języku przekleństwo może oznaczać: a) czynność złorzeczenia przez jednego człowieka drugiemu i b) trwałe odrzucenie przez Boga, owocujące już tu na ziemi serią nieszczęść. Co bardziej zabobonni są nawet przekonani, że jedno może wywołać drugie i że jeśli komuś ciotka powiedziała „Idź do diabła”, to już od takiego kogoś Bóg odstępuje, a diabeł go dopada jak swego. Z takim absurdem nie warto nawet polemizować, gdyż wymaga on wiary, że to ciotka (a nie Bóg) rządzi światem.

(więcej…)

„Reguła Reformowana” z 1606 roku. Nowe wydanie po czterystu latach

Po wielu miesiącach prac edytorsko-redakcyjnych udało się wydać tzw. Regułę Reformowaną, a więc tekst Reguły św. Benedykta w interpretacji benedyktynki Sługi Bożej Magdaleny Mortęskiej. Odegrał on bardzo ważną, wręcz kluczową, rolę w procesie odradzania się żeńskiego życia zakonnego w Polsce po reformacji. Umożliwił wcielenie postanowień Soboru Trydenckiego (1545–1563) w realia codziennego życia mniszek w naszym kraju. Pewnie dlatego ksieni Mortęska bywa nazywana polską Teresą Wielką, a jej dzieło określane reformą chełmińską dało początek świeżemu spojrzeniu na styl życia mniszego.

(więcej…)

O Trójcy Świętej

Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28,18–20).

Czy wyliczając Ojca, Syna i Ducha Świętego Chrystus Pan poucza nas o istnieniu trzech bogów? Absolutnie nie. Od wielu wieków lud wybrany był prowadzony do konieczności odrzucenia wielobóstwa i wychowywany do zrozumienia, że Bóg jest jeden, i może być tylko Jeden. I tę prawdę On potwierdza wyraźnie w swoim nauczaniu. Kiedy ktoś Go zagadnął: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? – Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,29–30). I zaraz też przypomina dalszy ciąg tego wersetu: a bliźniego będziesz miłował jak siebie samego. Czyli: Bóg jest jeden, i na tym nieodwołalnym stwierdzeniu budować trzeba całe swoje wyznanie wiary i całe swoje życie: pobożność i etykę.

(więcej…)

„Mistyczny Niedźwiedź”, kilka słów na temat najnowszej książki naszej siostry Małgorzaty „Porozmawiajmy jak Borkowska z Borkowskim”

Zrobiło się o niej głośno na początku 2018 roku. Wydała „Oślicę Balaama” i zawrzało. Sędziwa zakonnica skrytykowała księży za homilie, właściwie za ich brak, bo część z tych wysłuchanych przez nią cierpliwie w klasztornej kaplicy nie zasługiwała na takie miano. Wysłuchała, nie protestowała na głos, nie mogła, a jeśli już, to nie od razu, robiła notatki. Nie planowała wydawać zapisków, choć sporo swoich książek zdążyła już opublikować. Nie byłoby z tym większego kłopotu. Musiały widocznie kilka lat leżakować, jak wino. No i dobrze się stało, nabrały smaku. Kaznodziejstwo na początku XXI wieku? Ewangelia niezmienna, ale zmieniają się jej głosiciele. Czy tylko księża? Niekoniecznie. Lawinowo posypały się komentarze, dyskusje, recenzje, wywiady. Wielu znalazło w Oślicy siostrzaną duszę. Zatem kim jest ta „kwaśna cytryna” (komentarz w sieci)? (więcej…)

Św. Benedykt: patron czyli ojciec

Święci są zapisem Słowa Bożego w życiu. I dlatego dzisiaj św. Benedykt jest dla nas otwartą księgą, z której będziemy próbowali czytać.

Przede wszystkim dziś jest święto patronalne. Warto zastanowić się i przypomnieć, co oznacza słowo „patron”? Ma ono związek ścisły ze słowem „ojciec”. Oznacza ono – obrońca pośrednik, opiekun, wstawiający się. Ale my spróbujemy wziąć to pojęcie ojca, który jest u początku życia tego Zakonu, tej linii duchowości i ojca, który jest wychowawcą, chociaż już nie chodzi pomiędzy nami, od długiego czasu. Taki Patron musi znać sprawę swoich podopiecznych, musi mieć jakieś doświadczenie, musi przejść pewną drogą i zapewne dlatego różni święci są patronami od różnych spraw – mieli bowiem jakieś doświadczenie. Doświadczenie Ojca Benedykta jest właściwie fundamentalne dla nas, dla naszej kultury i dla tego Zakonu. Można by powiedzieć, że w życiu ojca ma się objawiać też życie dzieci. Innymi słowy: to co przeszedł ojciec, jakoś duchowo też muszą przechodzić dzieci. I dlatego dzisiaj właśnie Benedykt jest dla nas tą otwartą księgą. (więcej…)

O wróblu na dachu i tramwaju pełnym chwały Boga, czyli czym jest duchowość – gdzie jej szukać i jak o nią dbać?

Przetłumaczmy postawione w tytule pytanie z języka rzeczowego na język osobowy. Umyślnie dałam taki tytuł, żeby go zmienić! Duchowość – to jest coś, jakiś jakby aspekt mnie samej; pojęcie, abstrakcja, rzecz bezosobowa jak odbicie w lustrze. Jako taka po prostu mnie nie obchodzi. Szukam osobowego kontaktu z osobą. Więc pytam: Kim jest Bóg – gdzie Go szukać i jak dbać o możliwość kontaktu z Nim? (więcej…)