10 sierpnia br. obchodziłyśmy 75. rocznicę powrotu naszych Sióstr po wojnie do Żarnowca na Pomorzu. Miało to miejsce 10 sierpnia 1946 roku, w Święto Świętego Wawrzyńca – diakona i męczennika. Mniszki przybyły z Wilna pod opieką przeoryszy Edyty Samukówny, która potem została wybrana na księnię konwentu żarnowieckiego. Siostry te odrodziły życie monastyczne na Pomorzu, tu nad morzem, na Kaszubach. I tak trwa do dzisiaj… Bogu chwała!

Uroczystej Mszy Św. przewodniczył nasz proboszcz Arkadiusz.

O godz. 15.00 modliliśmy się Koronką do Bożego Miłosierdzia na cmentarzu przy grobach naszych zmarłych Sióstr.

Tymczasem życie zakonne w Polsce powoli się odradzało. Ocalałe klasztory benedyktynek nie miały jeszcze sił do nowych fundacji, ale przynajmniej już się zapełniały. W roku 1933 połączyły się w kongregację. Rosła myśl o powrocie do dawnych, utraconych domów: kiedyś, może jeszcze nieprędko? Ale zamiast tego przyszła wojna: nowe nieszczęścia, nowe okupacje. Po wojnie aż cztery wspólnoty benedyktynek musiały szukać sobie miejsca w nowych granicach Polski: i tak czas klęski zdołał dokonać tego, czego nie dokonano w czasie pokoju.
Ale to już legenda najnowsza. Jak podzielono zgromadzenie wileńskie, i część sióstr z ksienią została, a część wyruszyła „do Polski”. Jak jadąc, wiozły ze sobą archiwum (po drodze zostało im odebrane, ale zdołały je odzyskać), bibliotekę, szaty kościelne – i jedną kozę mleczną z całego swego dawnego gospodarstwa. (Ta koza jest w legendzie bardzo ważna i nigdy nie należy jej pomijać.) Jak matka Edyta Samukówna, przeorysza, a później dwunasta ksieni żarnowiecka, pamiętała o Żarnowcu z czasów swoich historycznych badań, i jak uzyskała od biskupa chełmińskiego pozwolenie, by osiąść tutaj właśnie. Jak siostra Scholastyka złożyła ślub, że będzie obierać kartofle aż do śmierci (a bardzo tego zajęcia nie lubiła), byleby się ten zamiar powiódł. Jak po przyjeździe znalazły siostry starą kobietę, która opowiedziała, że osiemdziesiąt lat wcześniej, jako mała dziewczynka, towarzyszyła swojej ma-mie, gdy ta z garnuszkiem strawy szła karmić ostatnią mniszkę żarnowiecką. Jak ludzie po-mogli w osiedlinach, jak siostra Ida objęła zakrystię, jak siostra Bogumiła dostała ogród, jak siostra Placyda sprowadziła pierwszego konia i służyła przez długie lata jako pielęgniarka całej okolicy…
Jak siostry zaczęły uczyć w szkole, i jak je z tej szkoły wypędzono. Jak dano ziemię, i odebrano z powrotem. Jak matkę Edytę milicja zaaresztowała w Pucku pod zarzutem próby udania się wpław do Szwecji, i wypuściła w Wejherowie, nie mogąc jej tej zbrodni udowodnić…
Jak przyszły pierwsze nowicjuszki. Jak odtworzono żarnowiecką księgę zmarłych, nawiązując w ten sposób łączność modlitewną z poprzedniczkami, i jak dopisano także wszystkie zmarłe siostry wileńskie (skoro zgromadzenie wileńskie było w rozproszeniu i pozbawione możliwości zbierania się w chórze), a także i te wszystkie, które w innych do-mach naszej kongregacji zmarły od chwili jej założenia.
Jak znowu zapuściłyśmy korzenie. Jak drzewo ścięte odrosło.
Tu się kończy książka, której tytuł: Legenda Żarnowiecka.
ORETUR PRO SORORE MARGARITA BORKOWSKA, CUIUS OPERE ET STUDIO LIBER HIC, IN TREDECIM CAPITULA DIVISUS, COMPLETUS EST MCMXCVI.

(Fragment, M. Borkowska OSB, Legenda żarnowiecka)